Dzisiaj po raz kolejny zdarzyło mi się wyjść pół godziny po terminie rozpoczęcia zajęć nie doczekawszy się wykładowcy. Na pierwszych zajęciach uprzedził, że rozpoczyna zajęcia 10 minut później, niż wynikałoby to z planu, uzasadniając to chęcią poczekania na wszystkich. Po 20 minutach stwierdziłem, że kwadrans akademicki już dawno minął, a tutaj studenci jak siedzieli, tak siedzą. W Polsce po 14 minutach nie ma po nich śladu, chociaż czasami można znaleźć włożoną za drzwi listę obecności dla ewentualnego spóźnialskiego. Tutaj twardo czekają. Za pierwszym razem tłumaczyłem sobie to dużą ilością twarzy z wyraźnie azjackimi rysami (kto mnie teraz poprawi?). Wiadomo - Konfucjański sztych. Dziś usłyszałem o zajęciach na które prowadzący spóźnił się godzinę.
A studenci czekali, bo było komu opowiadać tą historię.
poniedziałek, 22 września 2008
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz