Witam po krótkiej przerwie. Problemy internetowe nadal trwają (np. nie mogę odbierać maili, udało mi się początkowo dodać do tego posta tylko 1 zdjęcie), ale przynajmniej mamy czas na długie spacery i poznawanie okolicy. Na początek jeszcze dokładniejsza lokalizacja Janjuli w terenie miejskim.
Jak widać na zdjęciach kamienica prezentuje się dość okazale, choć to po części zasługa oślepiającego światła i relatywnie zadbanej fasady.
Z bliska pozostają zachwyty wymyślnymi zaciekami i strukturą cegieł.
Nasza ulica przecina się z Vią Verdi - kawowym rajem studenckiej młodzieży. Od rana stoliczki na zapełnione są do granic możliwości: króluje mała czarna, rogaliki i panini. Desperaci siadają nawet po hippisowsku na brukowej kostce na środku ulicy o_O Wnętrza budynków uniwersytetu przeważnie pozostają puste.. a szkoda, bo są przepiękne (zdjęcia później). Spotkało mnie już kilka uczelnianych niespodzianek. 40 minutowe spotkanie organizacyjne dla studentów chcących uczyć się włoskiego od podstaw zostało w całości przeprowadzone po włosku :P Na szczęście 60% dotyczyło podstaw programowych, a te wszędzie są takie same. Reszta to frekwencja (30/40 h), zasady egzaminacyjne i przedstawienie prowadzących. Zważywszy na to, iż połowę sali zapełnili Chińczycy nie znający nawet łacińskiego alfabetu, nie wróżę tym zajęciom komercyjnego sukcesu. Będę chodziła na kurs 3x w tygodniu (pn-wt-śr) po 2 h zegarowe (18-20) na Via Saint'Ottavio, 7 min na piechotę od Pensione (nadal nie mogę się nadziwić :) Prababka ze strony ojca mojej lektorki była Polką (mam nadzieję, że dobrze zrozumiałam :P), a ona sama wygląda bardzo przyjaźnie. Na spotkaniu poznałam również 2 panie z anglistyki UW, które przyjechały na studi americani jako.. wizytujące profesorki. Obawiam się, że tym samym uległa zmianie 1/3 kadry na tym kierunku :P Trudno, nici z lenienia się w tym semestrze.
Uściski dla naszych wiernych czytelników, kolejny odcinek w przygotowaniu ;)