wtorek, 30 września 2008

Via Giulia i universita po raz pierwszy

Witam po krótkiej przerwie. Problemy internetowe nadal trwają (np. nie mogę odbierać maili, udało mi się początkowo dodać do tego posta tylko 1 zdjęcie), ale przynajmniej mamy czas na długie spacery i poznawanie okolicy. Na początek jeszcze dokładniejsza lokalizacja Janjuli w terenie miejskim.

Jak widać na zdjęciach kamienica prezentuje się dość okazale, choć to po części zasługa oślepiającego światła i relatywnie zadbanej fasady.

Z bliska pozostają zachwyty wymyślnymi zaciekami i strukturą cegieł.

Od podwórka balkoniki zapchane są wszelkiego rodzaju gratami, które dla niepoznaki chowa się pod długą, najczęściej białą foliową zasłoną. Potem te zasłony powiewają na wietrze i jest ładnie, ale częściej zwisają smętnie i hodują sobie strzępy. Na podwórku mamy swoje prywatne chińskie dzieci, które zawsze mówią ciao, a potem uciekają. Dzieci tubylcze mają w pobliżu podstawówkę, a cienkie głosiki dobrze się niosą w okolicach ósmej rano. Na parterze jest piekarnia z miłą panią, która podnosi do góry różne bułeczki, cobyśmy mogli paluchem wskazać na tę pożądaną. Niestety, pieczywo dostępne jest od godziny 8.00, a potem z przerwami, bo sjesta. Kupiliśmy dziś na próbę dżem z kasztanów - lepszy do omleta niż bagietki. Sezon na pomarańcze zacznie się za 2 miesiące (sic!), więc na razie także spożywamy w postaci dżemiku. Właśnie kończą się winogrona.

Nasza ulica przecina się z Vią Verdi - kawowym rajem studenckiej młodzieży. Od rana stoliczki na zapełnione są do granic możliwości: króluje mała czarna, rogaliki i panini. Desperaci siadają nawet po hippisowsku na brukowej kostce na środku ulicy o_O Wnętrza budynków uniwersytetu przeważnie pozostają puste.. a szkoda, bo są przepiękne (zdjęcia później). Spotkało mnie już kilka uczelnianych niespodzianek. 40 minutowe spotkanie organizacyjne dla studentów chcących uczyć się włoskiego od podstaw zostało w całości przeprowadzone po włosku :P Na szczęście 60% dotyczyło podstaw programowych, a te wszędzie są takie same. Reszta to frekwencja (30/40 h), zasady egzaminacyjne i przedstawienie prowadzących. Zważywszy na to, iż połowę sali zapełnili Chińczycy nie znający nawet łacińskiego alfabetu, nie wróżę tym zajęciom komercyjnego sukcesu. Będę chodziła na kurs 3x w tygodniu (pn-wt-śr) po 2 h zegarowe (18-20) na Via Saint'Ottavio, 7 min na piechotę od Pensione (nadal nie mogę się nadziwić :) Prababka ze strony ojca mojej lektorki była Polką (mam nadzieję, że dobrze zrozumiałam :P), a ona sama wygląda bardzo przyjaźnie. Na spotkaniu poznałam również 2 panie z anglistyki UW, które przyjechały na studi americani jako.. wizytujące profesorki. Obawiam się, że tym samym uległa zmianie 1/3 kadry na tym kierunku :P Trudno, nici z lenienia się w tym semestrze.

Uściski dla naszych wiernych czytelników, kolejny odcinek w przygotowaniu ;)

Żółw chciał pojechać koleją

Wszystkich czytelników uspokajam, że nie przepadliśmy w mrokach północnowłoskich tuneli samochodowych, przypominających rozmachem leże Szeloby, ani tym bardziej 8km nad ziemią, ponad Alpami i Dunajem. Jul jest bezpieczna w Turynie i jedyne, co nam może zagrozić, to nadmiar wrażeń.

Zrobiliśmy sobie dzisiaj (i wczoraj) krótkie wycieczki po sąsiedztwie, ale srodze je udokumentowaliśmy. Podczas gdy Jul pracuje nad materiałem, ja wysilę się na tradycyjną komparatystyczną notkę - dziś o kolejach.

Kolej włoska, czyli trenitalia przypomina PKP pod pewnymi względami. Podejrzewam, że nie jest rozbita na tak wiele spółek, ale łączy ją z naszą taniość, szybkość i hałaśliwość. Przypominam historię z XIX wieku, z czasów zjednoczenia Włoch, gdy właśnie infrastruktura kolejowa pozwoliła na błyskawiczny, jak na ten czas, transport wojsk. Do dziś udało mi się przejechać trzema pociągami linii regionalnych. Klasa 1. od klasy 2. różniła się tylko obsadzeniem miejsc i wygodą zagłówków. Te z kolei umożliwiają łatwe zaśnięcie w pozycji siedzącej, bo głowa znajdzie oparcie w każdą stronę, w którą jest w stanie zdryfować. Nie ma przedziałów, co dostarcza okazji do nauki fatycznej strony włoskiego podczas mimowolnego podsłuchiwania rozmów. Można też odświeżyć sobie ulubione piosenki z MP3-mana. Na malutkich stoliczkach przy oknie znajdzie się nawet miejsce na komórkę, a pod spodem gniazdko, by ją naładować. Czasami brakuje mi mojego multimetru, bo ciekawi mnie, co tu w kablach płynie, i dlaczego wymyślili własny patent, a nie korzystają z polskiego. [1]

W pociągu z Turynu do Mediolanu odkryłem również takie cudo (poniżej). W każdym wagonie zamontowanych jest ok. 6 wyświetlaczy LCD podających temperaturę wewnątrz i na zewnątrz pociągu oraz bieżącą prędkość. Byłem oczarowany. Tu udało mi się zrobić zdjęcie przy niewielkiej stosunkowo prędkości. Największa jaką zarejestrowałem to 153km/h. Tak, są też pociągi klasy InterCity.

[1] http://www.protezionecivileseriate.it/elettricita.htm

czwartek, 25 września 2008

Signora Anna

Od pierwszej chwili, gdy zakwaterowałem się w Pensione Domus, czułem jej dłoń opiekującą się zarówno mieszkaniem, jak i mieszkańcami. Właścicielka stancji, zwana przez wszystkich signora Anna, jest uroczą starszą panią. Bliźniaczo podobna do emerytowanej już nauczycielki matematyki z liceum, ma dwakroć lepsze serce. Ok. 9 wychodzi w stroju porannym witając domowników dziarskim "ciao," a Ci, do których się uśmiechnie los, mogą liczyć na "ciao bello."  

Jej nadrzędnym celem jest zadowolenie wszystkich domowników. Stoi to w dziwnej opozycji do polskich właścicieli, którzy potrafią zedrzeć kasę, podczas gdy o podstawowe rzeczy trzeba wiercić dziurę w brzuchu. Podczas 15 dni pobytu zapewniła nam następujące rozrywki (wszystkie na koszt firmy):

  • wspólne wyjście do pizzerii
  • domowej roboty kluchy z kurczakiem, cotorno e bebite
  • impreza urodzinowa dla jednego ze stałych bywalców
  • na deszczowy dzień przy komputerze czipsy i inne słoności
  • poczęstunek czekoladówką
  • pizza domowej roboty

Ostatnio mówiła, że można jej śmiało mówić o problemach, że chce być dla nas wszystkich babcią. Problem natomiast jest w tym, że rozumiem około 60% treści, gdy mówi prostymi słowami. Gdy rozmawia ze znającymi włoski, moja znajomość sięga 20%. Czasami siada z nami przy stole, a słowa się toczą i toczą. Ostatnio poruszyliśmy tematy wojenne - o tym, jak srogo doświadczyła Polaków wojna. Próbowałem coś streścić o Powstaniu Warszawskim, ale od półwiecza obcokrajowcy omijają ten temat szerokim łukiem. Do Polski s. Anna ma sentyment, a zwłaszcza do Krakowa, skąd pochodzi papa Giovanni Paolo Secondo, mi amore, my love. JP2 jest prawdziwym geniuszem loci Pensione Domus, ojciec Pio aniołem stróżem, zaś Verdi straszy z kalendarza.

Wylot i inne

Post po przerwie i krótki, czyli Jul w bólach szykuje się do opuszczenia ojczyzny. Stało się coś, co nie było do przewidzenia -tania linia odwołała lot tydzień przed Julowym terminem i trzeba było szukać innej (trochę droższej, 85 euro). Lecę w sobotę 27.09 Volareweb z Wrocławia o 13.55 (dziękuję Grzesiowi za info) do Malpensy koło Mediolanu. Janisław jest na tyle dżentelmeński, iż mnie stamtąd odbiera, wsadza na lotnisku do autobusu i 2h potem jesteśmy w Turynie (okolice 18.00). Podróż ekspresowo szybka i mam nadzieję przyjemna. Gorzej z pakowaniem.

O ile jeszcze 3 tygodnie temu turyński DWZ wysyłał maile z pytaniem, jakiej jestem płci [sic!] to teraz postanowił się przyłgać informacją o dostępnych na miejscu rozrywkach. 2-3 OCTOBER 2008 1st Freshmen’s Party XII Rowing Regatta. Studenci uniwersytetu i politechniki rywalizują ze sobą na łódkach... Czyżby ktoś aspirował do miana Oxbridge? :> Już wolę balet w Pradze :P

Ankieta została oficjalnie zamknięta. Miażdżąca przewaga Wrocławia udowodniła, że bloga odwiedza w większości ekipa Julowa :P Ekipa Janisława może w tym miejscu pobuczeć.

środa, 24 września 2008

Po clubbingu

To zadziwiające, jak w ciągu półwiecza można się przekonać o preferowaniu tego:

nad tym:

Ja też za każdym razem muszę się przekonywać, że mnie to bawi. Wyszedłem po angielsku, gdy miałem dość:

1) francuskich piesków wpadających na mnie ze wszechstron

2) kawałka podłogi wystarczającego do podskakiwania

3) muzyki o 10dB zbyt głośnej

Koledze z PD do teraz zostało piszczenie w jednym uchu i idzie do lekarza.

Za uprzejmością stron http://www.groove2.co.uk/eclipsepictures.htm oraz http://tangoaddicts.org.

wtorek, 23 września 2008

Przygotowania do clubbingu

Podczas mojego pobytu odbyły się trzy inauguracyjne imprezy erazmusowe. Nie byłem na żadnej z nich. Myślałem - ale jestem stary, wszyscy wychodzą na imprezę, a ja jedyne na co mam siły, to mycie uszu i położenie się spać. Istotą rzeczy jest coś zupełnie innego. Tu normalne jest wychodzenie na zabawę o np. 1 w nocy. Jedni wołają "chodźmy, chodźmy!" Inni odpowiadają, że jeszcze zbyt wcześnie. I tak Włosi tańczą dokoła chochoła cały wieczór, żeby ok. 23.00 zacząć się malować, przebierać. Z rozrzewnieniem przypominam sobie krakowską prywatkę w męskiej umieralni zakończoną o 21.00.

poniedziałek, 22 września 2008

Kwadrans akademicki

Dzisiaj po raz kolejny zdarzyło mi się wyjść pół godziny po terminie rozpoczęcia zajęć nie doczekawszy się wykładowcy. Na pierwszych zajęciach uprzedził, że rozpoczyna zajęcia 10 minut później, niż wynikałoby to z planu, uzasadniając to chęcią poczekania na wszystkich. Po 20 minutach stwierdziłem, że kwadrans akademicki już dawno minął, a tutaj studenci jak siedzieli, tak siedzą. W Polsce po 14 minutach nie ma po nich śladu, chociaż czasami można znaleźć włożoną za drzwi listę obecności dla ewentualnego spóźnialskiego. Tutaj twardo czekają. Za pierwszym razem tłumaczyłem sobie to dużą ilością twarzy z wyraźnie azjackimi rysami (kto mnie teraz poprawi?). Wiadomo - Konfucjański sztych. Dziś usłyszałem o zajęciach na które prowadzący spóźnił się godzinę. A studenci czekali, bo było komu opowiadać tą historię.

niedziela, 21 września 2008

Poszukiwania mszy po polsku

Z racji niedzieli wybrałem się na mszę. W survival guide od uczelni przeczytałem o takowej na ulicy Antonio Barrili. Odważnie zapuściłem się na miasto bez mapy - przecież w Polsce to się doskonale sprawdza, a harcerskim sposobem poznaję nowy teren. Jednakże tutejsze uliczki pobudzają zupełnie inne rejony szyszynki, więc każda z nich wydawała się być tą samą. 10 minut przed celem zawróciłem. 

Z pożytkiem dla bloga, wziąłem ze sobą w tą podróż aparat. Nad Padem ulokowany jest Parco del Valentino - ponoć najładniejszy, ale ja w to nie wierzę. Wypełniał go gwar dziecięcych zabaw, festiwalowej muzyki technicznej i świerkotanie matron, jak to w niedzielę. W jego centrum mieści się Castello del Valentino, siedemnastowieczna rezydencja dynastii sabaudzkiej. Obecnie znajduje się tam Wydział Architektury Politecnico. Ma pewne cechy wspólne z budynkiem Politechniki Wrocławskiej na Prusa:

Minąłem też posąg Skłodowskiej MC z brodą, znany mi już z krakowskiego Parku Jordana:

sobota, 20 września 2008

Czekolada i akcje oddolne

Turyn szczyci się tym, że wynalazł wszystko na świecie. Podobne myślał Ormianin, który kiedyś podwoził mnie do Gaika do Warszawy, ale odstawmy to na bok. Na przykład szwajcarska czekolada w kostkach, taka z fioletową krową i Alpami w tle, wywodzi się właśnie z Turynu. Wieść gminna niesie, że wszystko zaczęło się w XIX wieku, gdy dynastia sabaudzka rządziła regionem Piemontu przed zjednoczeniem Włoch. Gorąca czekolada, jaką dziś możemy kupić w chocolaterie we Wrocławiu, rozgrzewała dwór królewski w chłodne (np. -5°C) zimy. Pewnego dnia kucharz zapomniał o garnku owej mikstury, która zastygła. Dzień później obrócił katastrofę w dochodowy biznes pociąwszy masę w kostki. Jako że ówczesny region rozciągał się na Francję i Szwajcarię, ów życiodajny przysmak szybko trafił pod alpejskie strzechy. Historia administracji potoczyła się równolegle do czekoladowej. Na skutek referendów obecny włoski region Piemontu ma kształt taki jaki ma, zaś czekolada w kostkach "ze Szwajcarii" rozprzestrzeniła się na cały świat.

Turyn od czasów, gdy był stolicą dworu zjednoczonych Włoch, nie przestał tętnić życiem kulturalnym, np. niedługo czeka nas koncert R.E.M.

Żeby nie zostać gołosłownym zamieszczam dwa zdjęcia oddolnych inicjatyw, jakie często mają miejsce w Turynie:

Oto vlepa, jaką sfotografowałem w drodze po codice fiscale:

Idąc jedną z wcale nie głównych ulic minąłem uliczną galerię plakatu - prawdopodobnie owoc pracy studentów. Około 50 plakatów poświęconych było umieralności dzieci w Afryce wskutek zapadania na łatwo uleczalne choroby. Sfotografowałem najmocniejszy:

A to nie jedyna tego typu akcja, jaką miałem okazję tu zobaczyć.

piątek, 19 września 2008

Romanesco Broccoli

Dzisiaj na targu znalazłem to:

Wcześniej znałem to z opowiadań o fraktalach. Nie ma odpowiednika na polskiej wikipedii, a mówią nań romanesco broccoli. Gdzieś czytałem, że to forma pośrednia między kalafiorem a brokułem, wynik eksperymentów genetycznych z 16 wieku. W smaku też jest czymś pośrednim. Czyli: nic specjalnego. Tylko że nie śmierdzi przy gotowaniu.

Nie bójmy się genetycznie modyfikowanej żywności. Produkujemy takie potwory od tysiącleci.

Ostatecznie...

...zdecydowaliśmy się pozostać w Pensione Domus. Na 6 ofert internetowych, na które odpowiedziałem, dwie są już nieważne. Od pozostałych ogłoszeniodawców nie dostałem żadnej informacji. Byłem za to w jednym mieszkaniu, z wcześniejszego ogłoszenia. Jako jedyne mogło konkurować z PD. Mimo wyższej ceny wybór był dość jasny.

Będzie to rzutowało w sposób następujący na nasz tryb życia - od rana do ok. 19 mamy doskonałe warunki do nauki. A wieczorami będzie głośno, wesoło i międzynarodowo. Będziemy jedli dania z całego świata, nadziwimy się zwyczajami innych kultur. A na zwiedzanie nigdy nie będzie zbyt daleko.

W szkole

Na politecnico jest 5 wydziałów, zwanych szkołami. Każda ma zupełnie inny kalendarz akademicki. Jedna z nich prowadzi zajęcia jak polskie szkoły wyższe - dwa semestry i dwie ciężkie sesje. Jest też szkoła z trzema trymestrami, jedna z dwoma, z której jeden semestr trwa trzy miesiące, drugi sześć. Ja zaś biorę udział w kursach z III School of Engineering, gdzie w roku są cztery ćwierćmestry [wink]. Spośród pięciu kursów wytypowanych na ten ćwierćmestr nie odbędą się dwa. Nie jest to gardłowa sytuacja, gdyż i tak planowałem z nadmiarem ECTS. Jeden z nieistniejących przedmiotów to Analiza Funkcjonalna. Po przemyśleniu jestem wdzięczny Opatrzności, bo nie wiem, czy dałbym radę przestawić umysł na tak wysoki poziom abstrakcji. 

Byłem też na kursie Internet Applications. Porusza on zagadnienia, których stopień upierdliwości rzucił mnie w ramiona elektroniki dwa lata temu. Niemniej jednak może warto sobie odświeżyć pewne zagadnienia, bo mam diaboliczny plan związany z pracą magisterską. Będę w niej przeprowadzał skomplikowane, ciężkie obliczenia, które mogą trwać tygodniami. Gdybym podzielił pracę pomiędzy parę komputerów, czas skróciłby się liniowo. Tylko do tego potrzebuję postawić serwer wydający dyspozycje. Mógłbym upiec dwie pieczenie na jednym ogniu.

Turyn nadal w deszczu. Powierzchnia nieba do wynajęcia pod reklamę - czekamy na propozycje.

środa, 17 września 2008

Szukanie mieszkania

Bilans dzisiejszych poszukiwań: 10 typów, z czego:

  • 1 nie odpowiada
  • 1 rzucił słuchawką
  • 4 już wzięte przez kogoś innego
  • 2 tylko dla ragazzi (seksiści!?)
  • 1 "nie ma takiego numeru"
  • 1 do obejrzenia jutro - niestety w grę wchodzi wynajem tylko na 12 miesięcy - spróbuję przekabacić na 5 :/

Agencja Sportello Casa nie ma już nic interesującego. Czyżby ciche dni?

Na politecnico ogłoszenia od prywaciarzy są wciąż te same - prawdopodobnią chcą opchnąć coś felernego.

Kieruję więc nos w kierunku ogłoszeń w internecie. Są dwa portale godne uwagi: kijiji i bakeca. Korzystając z babelfisha napisałem swój pierwszy list po włosku i rozsyłam do wszystkich.

Zobaczymy.

Studio

(O wiele) lepsze zdjęcia studio. Konkurs: znajdź jak najwięcej Janisławów w kadrze. Nagroda: parmezan (a co).

Oglądanie mieszkań

Jak już wspominałem mieszkam w uroczym miejscu w samym centrum Turynu. Jest to jednak miejsce na jedynie dwa tygodnie, a jutro mija połowa okresu wynajmu. Szukam zatem miejsca na pozostałe 5 miesięcy studiów włoskich. Odwiedziłem dzisiaj dwa mieszkania.

Mile zaskoczyła mnie agencja Sportello Casa, darmowe biuro pośrednictwa ofert mieszkaniowych. Zarejestrowałem się w systemie, po czym obsługujący mnie ragazzo wyszukał mieszkanie odpowiadające moim kryteriom, zadzwonił do właściciela i umówił na wizytę. 3 godziny później byłem na miejscu. Okazało się, że powinienem był bardziej wyostrzyć swoje kryteria, na niekorzyść ceny wynajmu. Zastałem miejsce w bloku przy hałaśliwym skrzyżowaniu, w czteroosobowym mieszkaniu, ale z pokojem bez drzwi. Najgorszym mankamentem był brak internetu. Cena 220€ wydała się była płaceniem za podłogę pod plecami i sufitem nad głową.

Później (dopo) obejrzałem mieszkanie z prywatnego ogłoszenia. Oczywiście właściciel ni w ząb nie mówił po angielsku, takoż jego ojciec, którego wysłał do pokazywania. Rozwarł przede mną przestworza uroczej mansardy, takiej jak z piosenki Stachury. Internet jednak pochodził już ze świata zupełnie innego niż ten, z którego przyjechał signore Sergio.

Nie tracę nadziei. Jutro mam dzień prawie wolny, więc mogę szukać i szukać.

A potem wrócę do domu tą drogą:

poniedziałek, 15 września 2008

Orientation meeting

Dzisiaj wreszcie udałem się na orientation meeting dla studentów LLP Erasmus. Wytężając moje amiejętności ungielskiego dowiedziałem się wielu użytecznych rzeczy, np. żeby podczas pobytu pogłębiać znajomości z Włochami, oraz że są nieśmiali, ale za to bardzo zabawni i dzięki temu pod koniec stwierdzimy, że kochamy ten kraj.

Odkryłem też centrum wymiany ofert mieszkaniowych, stołówkę, oraz elektroniczne kioski zastępujące dziekanat. Niestety, wciąż nie mam planu zajęć, ale żadne nie są obowiązkowe, więc troche obsuwy w układaniu planu nie będzie miało przykrych następstw.

Piłem też kawę w kawiarni na politecnico. Za 70c dostaje się łyczek espresso, bądź też macchiato - znaczy espresso z mlekiem. Jest najlepsza na świecie.

Skusiłem się na obiad w mesa, czy mensa, czyli stołówce z prawdziwego zdarzenia. W Turynie jest 5 takich. Nadzorowane są przez dietetyków, dlatego można zjeść zróżnicowany posiłek i zawsze dostać rybę lub dania wegetariańskie. Przy takiej ilości studentów wyznających Allaha bądź Krisznę jest to istotna rzecz. Dyskordianie również powinni sobie dać radę z cotygodniowym hot-dogiem. Dostępne są dwie wariacje ilościowe - mały obiad/kolacja składający/a się z michy warzyw z ciasteczkiem i owocem, bądź kompletny posiłek - ciasteczko, owoc, primo, secundo, i uzupełnienie. Kosztują odpowiednio ok. 1,4€ i 2€. Zdecydowałem się na dzwonko ryby w warzywach, risotto na mulu i groszek w sosie paprykowym. Yum yum.

Znalazłem wreszcie Polaków. Co za ulga, kiedy można sobie powiedzieć to i owo. Dotąd byłem otoczony przez studentów Erasmusa, którzy mieli znajomych z własnych krajów, co dawało im m. in. poczucie bezpieczeństwa, radość ze wspólnych wyjść, swojskość, pomoc w komunikacji. Ja byłem sam jak palec - zdany na łaskę sprzyjającej propagacji na łączach szerokopasmowych do Matecznika.

W tęsknocie za swojskością ściągnąłem sobie piosenkę "Tylko we Lwowie".

A tak wygląda księżyc w Polsce - zrobiłem zdjęcie poprzez zabawkową lunetę:

niedziela, 14 września 2008

Rzecz o przytulności

Studentom przyjeżdżającym na wymianę na Politechnikę oferuje się miejsce do mieszkania. W moim przypadku jest to Pensione Domus, jedno piętro w kamienicy w centrum miasta, prowadzony przez signorę Annę, bliźniaczo podobną do p. Kwiatkowskiej z liceum. Jest to około 15 pokojów, bagno, antibagno, kuchnia, pomieszczenie telewizyjno-stołowe oraz studio. Codziennie stykam się z różnicami kulturowymi, ale najbardziej uderzającą z nich jest styl mieszkania. Mamy bardzo małą przestrzeń prywatną, za to wspólna jest dużo większa niż analogicznie w Polsce. Pokój ma dość małą powierzchnię, ale wysokość na ponad 4 metry. Mam w nim sporą szafę na rzeczy i posto troppo piccolo na rzeczy podręczne - takie jak zeszyty, laptop, chleb, herbata, kosmetyki. Biurko mamy jedno na dwóch (dzielę je ze średnio rozgarniętym Brazylijczykiem) i całe jest zawalone, tak więc jakiekolwiek pisanie czy nauka muszą odbywać się w jednym z dwóch miejsc - w pomieszczeniu telewizyjno-stołowym lub w studio. Zwykle wybieram to, w którym jest mniej ruchu. Dzisiaj skypowałem z Jul w pomieszczeniu t-s przy 7 osobach, a i tak czułem się dość komfortowo. Za to uwielbiam przebywać w studio. Jest to okrągła sala z kolumienkami, zwieńczona płaską kopułą. Są tu krzesła w stylu wczesnego Ludwika XVI, wygodne sofy, kryształowy żyrandol i mozaikowa posadzka. Na ścianach wiszą obrazki zbierane przez pokolenia rodziny signiory Anny. Gdy będę miał chwilę to zamieszczę lepsze zdjęcia studia niż to z kamerki internetowej:

Tak więc tryb życia przestawia się z prywatnego (z ewentualnym wyborem socjalizowania się) na zakotwiczony w interakcjach z innymi. Do tego przyczynia się kiepska izolacja akustyczna (trzeba się nauczyć zasypiać w gwarze rozmów - na szczęście nie są to prymitywne porykiwania rodem z polskich akademików) oraz wymuszone przestrzenią przebywanie i składanie rzeczy we wspólnych pomieszczeniach. Mam nadzieję, że to tylko stan przejściowy, a miejsce, które znajdę na pozostałe 5 miesięcy, będzie bardziej przytulne.

A tak nie wygląda moja kamienica:

sobota, 13 września 2008

Budżet i włoski

Parę spostrzeżeń finansowych

Mieszkanie w Turynie jest drogie. W przeliczeniu na polską walutę koszt wynajmu plasuje się między Krakowem a Warszawą. Koszt pozostałych rzeczy niezbędnych do życia, jak jedzenie, komunikacja czy rzeczy pierwszej (i drugiej) potrzeby kosztują mniej więcej 1,5 razy tyle co w Polsce. Z początku bałem się, że równocześnie z przyjazdem cyfry w cenach się nie zmienią, zaś zmieni tylko postfiks - z PLN na €. Nie jest tak źle. Niektóre produkty potrafią mieć porównywalną cenę, jak w Polsce - np. owoce i warzywa, zaś typowe włoskie specjały, takie jak wino i ciasteczka, są nieprzyzwoicie tanie.

W moim samouczku wyczytałem, że Włosi preferują zakupy w małych, wyspecjalizowanych sklepikach, zamiast masowych zakupów na cały miesiąc. Moje spostrzeżenia to potwierdzają. Każdy sklepikarz przyciąga klientów uprzejmością.

Pierwsze słowa po włosku

Mam potworne problemy z językiem Giuseppe Verdiego, bo cały czas wkradają mi się hiszpańskie końcówki. 'es' zamiast '`e', 'non comprendo' zamiast 'non capisco' zdarza mi się zbyt często. Studenci przyjeżdżający na Politecnico mogą wybrać intensywny tygodniowy kurs, zakończony egzaminem dającym 2 p. ECTS. Ja jednak jestem odważny i uczę się sam poprzez nagabywanie tubylców, podsłuchiwanie rozmów oraz intensywną lekturę.

Poniżej widok z pokoju na Mole.

piątek, 12 września 2008

Trochę orientacji

Ponieważ nadal nie mam o czym pisać (a już zwłaszcza w pracy mgr), postanowiłam zaserwować mały post orientacyjny. Jak się dowiedziałam od włoskiej koleżanki Danieli (dziękuję Kamelii za kontakt), w Turynie istnieją dzielnice dolce far niente i dzielnice wysoce kryminogenne. Problemem jest to, iż oba typy występują w bliskim sąsiedztwie uniwersytetu. Północna część miasta, Porta Palazzo, Barriera di Milano i Borgo Dora, to obszar zakazany dla wszystkich szanujących się panien. Przez pewien czas kusiła nas Crocetta, ale to dzielnica zamożnych staruszków studentom niechętnych i wysoko się ceniących. Polecane są natomiast Santa Rita i Miraflori, obie na południe od politechniki, blisko pięknych parków i ośrodków rozrywki, lecz ponad 3 km od uniwersytetu. Oznaczałoby to dla mnie wyjątkowo energiczny spacer każdego ranka. Grugliasco, miasteczko studenckie, choć leży daleko na zachodzie miasta, szczyci się doskonałym połączeniem z centrum (metro, autobusy). Janisław, który pomieszkuje teraz na Via Giulia di Barolo (nomen omen), jest zakochany w okolicach uniwerytetu, więc pewnie poszuka czegoś tam. Kierowana głęboką wiarą w jego zdolności organizacyjno-przywódcze umywam ręce od spraw mieszkaniowych ;) Załączam mapkę poglądową i oddaję głos do studia w Turynie.

czwartek, 11 września 2008

Pierwsze wrażenie

Dziękuję Jul za opisanie w skrócie sposobu dotarcia do Turynu. Rozwinę ten wątek, bo jestem na świeżo, a nie minie dużo czasu i wrażenia zostaną zatarte przez nowe. Linia obsługiwana przez WIZZ łączy Pyrzowice i Bergamo. Postawmy sprawę jasno: nie są to Katowice, ani tym bardziej Mediolan. Podczas gdy do Pyrzowic najłatwiej dostać się własnym transportem, bo busiarze zdzierają niemiłosiernie, to lotnisko w Bergamo ma wygodną komunikację z centrum miasta. Jest to też najtańsza linia. Pluję sobie w brodę, że nie ryłem się (jak wszyscy) na początek kolejki, bo zostały same miejsca w przejściu, więc rejestrowałem tylko zmiany przeciążenia. Wewnątrz uderzył mnie fakt, że połowa pasażerów śpi jak niemowlęta, mimo tego, że lot trwał jedynie 80 minut. Tłumaczyć to może wczesna godzina wylotu, bądź używanie alkoholu dla kurażu.

Bergamo

Bergamo to stutysięczna mieścina 40km na północno-północny wschód od Mediolanu. Ma własny uniwersytet, zaś jedna z głównych ulic nosi imię Jana XXIII. Ma pewne cechy Rzeszowa:
 
Koleje we Włoszech są względnie tanie, np. koszt autobusu z Mediolanu do Turynu to ok. 18 euro, zaś taka sama podróż odbyta koleją kosztuje 8 euro. Wraz ze wzrostem odległości cena nie rośnie liniowo, ale, podobnie jak w Polsce, opłaca się jeźdźić na długich trasach. Bilet trzeba kasować przy wejściu na peron. W przeciwnym wypadku kara 50 euro jest nieunikniona.

Milano Centrale

Mediolan ma najwspanialszy dworzec jaki widziałem. Ma pewne cechy wrocławskiego:

Torino

Zostałem zakwaterowany w jednym z wielu prywatnych mieszkań, w wynajmie których pośredniczy Politecnico. Mieszkam pod Mole Anatolliana, która stanowi logo miasta, ale to tylko ze względu na jej wielkość. Jest tu pewnie z 1000 budynków, które mogłyby być zabytkami, ale tutaj renesansowy kościół na nikim nie robi wrażenia. Sam piszę w studio pod kopułą podtrzymywaną przez kolumny z kapitelami w stylu korynckim. To specyfika Włoch i już.
<3
 
Pierwsze wrażenie, tak paskudnie popsute przez mandat na kolei, zostało zatuszowane przez wspólne wyjście na kolację, sponsorowane przez właścicielkę lokalu. Birra pierwsza lepsza, ale w smaku Tyskie, pizza najlepsza na świecie, bo włoska, a później tiramisu, z tego samego powodu najlepsze na świecie, a na koniec limonetto, czy jakoś tak - na trawienie. Rozmowy przy stole zdominował Katalończyk, ale trzeba mu to wybaczyć. Tło wizualne zapewniała Mole Anatolliana, zaś muzyczne przydrożny mistrz akordeonu. Kusi mnie, żeby opisać dzień zdobywania codice fiscale i pierwsze próby opanowania miasta, ale przede mną codzienna porcja nauki włoskiego. Ciao. (tu wszyscy tak mówią)

Jak się do nas dostać

Pytanie to po części nietrafne, gdyż ja jeszcze jestem tu, a Janisław jest już tam :) Niemniej jednak wypadałoby opisać, w jaki sposób można bez większyć niedogodności dostać się do Turynu (gdyby znaleźli się chętni na podróż).

Janisław leciał z Pyrzowic (Katowice) do Mediolanu. Lot z Ryanairem zajął mu niecałe 1,5 h i kosztował w granicach 160 zł, mógł zabrać 20 kg bagażu + 10 kg w podręcznym. Następnie zapłacił 10 euro za bilet do Turynu i przejechał się superwygodnym pociągiem poniżej 2 h. Uwaga: we Włoszech mało kto mówi po angielsku, dlatego trudno liczyć na jakiekolwiek informacje, np. bilet kolejowy kasujemy na peronie, a nie w pociągu. Kary są serwowane bez taryfy ulgowej - 50 euro. Z dworca w Turynie można w pół godziny na piechotę dostać się do centrum miasta. (Janisławowi zostawiam miejsce na zachwyty)

Jul wylatuje z Balic (Kraków) o 15.15, na miejscu w Turynie ma być o 17.15. Może zabrać 20 kg bagażu + 8 kg w podręcznym. Takie loty organizowała Meridiana za 74 euro (ok. 250 zł), ale od października zawiesza połączenia do Polski. Tak więc zostaje tylko podróżowanie Ryanairem albo Wizzairem (i może czymś jeszcze) do Mediolanu. Bezpośrednie połączenie z Wrocławia do Mediolanu zaczyna się od 56 euro, we wrześniu w godzinach 17.05 - 18.35. Autobusów nie polecamy - można zabrać więcej bagażu, ale podróż trwa 22-24 h. Jul był sobie obejrzał Balice, gdyż pierwszy raz bytował na lotnisku w swym nieświatowym życiu, i stwierdził, że pewnie sobie poradzi z bramkami i przepisami lotniskowymi (byle nie zniszczyli/zgubili/zatrzymali/wykasowali/naświetlili/porysowali laptopa). Na razie kończy sesję i tęskni za Janisławem zapatrzonym w Alpy i miasto nocą.

Do kontaktów z nami polecamy skype'a - loginy jak adresy mailowe na gmailu. Testowaliśmy wczoraj jakość rozmów łącznie z obrazem i wszystko pięknie działa, a poza tym za darmoszkę (jak to mówi Babs ;) Poza tym zachęcamy do komentowania postów i pisania maili - chyba nie sądzicie, że zastąpią Was jacyś włochaci Włosi :P Już niedługo umieścimy zdjęcia miasta i opiszemy jego atrakcje. Till then.