Naszą listopadową podróż do Genui uprzyjemnili nam pewni świeżo zaręczeni (pozdrawiamy!) Liguria różni się od Piemontu diametralnie. Wystarczy powiedzieć, że w ciągu 2 h jazdy pociągiem temperatura wzrosła z 14 do 22 stopni, a ostatkiem sił zielone drzewa w okazałe palmy i drzewa, wśród których uparcie świergoliły ptaki. Śladów Shelley'a i Byrona brakło, jednak zupełnie nieoczekiwanie trafił się Paganini. Ale po kolei.
Genua to miasto o wyraźnie średniowiecznych cechach - uliczki ma bardzo wąskie, strome, kręte, źle oświetlone. W nocy w niektórych panuje zupełny mrok. W dodatku jest miastem portowym, a przy tak urbanistycznie sprzyjających warunkach mordobicia musiały/muszą być na porządku dziennym. Kamienice mają często 4 wysokie piętra, a wydają się jeszcze wyższe niż w rzeczywistości. Doświadczenie bliskie niekiedy niemieckim filmom ekspresjonistycznym. Na szczęście feria barw niweczy takie ponure rozważania. Poza tym stale miałam wrażenie, że wszystkiego było za dużo - szyldów, kwiatów, przybudówek, schodów czy okien (jeden z reklamowych kiczyków do podziwiania poniżej). Wspaniały włoski chaos, który wreszcie znalazł swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości miejskiej. Symetryczne ulice Turynu zupełnie do mentalności jego mieszkańców nie pasują.
Genova ma w herbie 2 takie gryfy (oczywiście bez kalesonów). Polska nazwa miasta to łaciński relikt, natomiast w języku liguryjskim brzmi zupełnie inaczej. Dialekt to straszna rzecz dla obcokrajowca. Dla przykładu na powitanie musieliśmy się przestawić ze swojskiego już "ciao" na "salve". Turystów sporo, mnóstwo przedstawicieli egzotycznej imigracji, ale w tym wszystkim jakoś gwarno i przyjemnie. Wiał łagodny wiatr od morza, w powietrzu czuć było lekki zapach kwiatów - zupełnie, jakbyśmy trafili na ostatni dzień lata. Maleńkie kawiarenki, bajkowe szyldy i światełka po zmroku.
Różnica poziomów między poszczególnymi kamienicami bywa znaczna (jak na zdjęciu). Niektóre schody przypominały drabiny.. W Genui brak ulicznych pijków, ale każdy dziedziniec ma swoją fontannę. Szukaliśmy bez skutku parku, w którym pochowano ofiary dżumy z 1349 roku (zaraza przeszła do Europy z genueńskich kolonii handlowych na Krymie). Dopiero ze szczytu wieży muzealnej zobaczyliśmy, że co prawda powierzchnią odpowiada 2 kamienicom, ale za to jest.. wielopoziomowy. Takie prowincjonalne ogrody Semiramidy :P
Darowaliśmy sobie zwiedzanie Palazzo Reale, bo czekały na nas ciekawsze muzea (o tym w kolejnym poście). Za to wstąpiliśmy na chwilę na dziedziniec pałacowy, by się bliżej zapoznać z posadzką i oczkiem wodnym. Z ogrodu roztaczał się niegdyś przepiękny widok na morze i słynną latarnię morską, jednak dziś wzdłuż całego brzegu biegnie dwupasmówka na filarach. Zasłania wszystko, a samochody okropnie hałasują. Wystarczy jednak schować się w najbliższe uliczki, by znów cieszyć się spokojem.
9 komentarzy:
Jest co oglądać, a piżamka gryfa jest niezwykle stylowa; od razu wydaje się, że zastaliśmy go przed rozpoczęciem dnia, jeszcze nie umalowanego i przyszykowanego ;)).
Pozdrawiam
__
Maddie
Salve Giu&Gio!
Piżamę gryf ma w istocie bezkonkurencyjną. Ciekawe, czy jemu spałoby się tam dobrze.
A jakieś ślady Kolumba trafiły się?
Saluti da Breslavia!
--
GregorioW
Ha! Dziś na włoskim mieliśmy zastępstwo z prawdziwym Włochem, który twierdził, że jest a Genova. Dzięki Waszemu wpisowi zdobyłam się na odwagę i przepytałam go o to salve. Tym samym Wasza działalność pamiętnikarska przyczyniła się do małego edukacyjnego sukcesu małego włoskolubnego stworzenia, o. Mille grazie, ragazzi! MSzn.
Kurczę, a czy Pan nie jest przypadkiem DI Genowa, a nie A Genowa? Jak Wam idą przyimki? U mnie głośne jęki na wieść o preposizioni być może przekształcą się w zaśpiew włoskiej mammy...
/MSzn
@MSzn
Mym, zazdroszczę Ci tego jedynego genueńskiego Włocha, bo z tutejszego natłoku nie da się wydobyć żadnej konkretnej informacji. Za tydzień mam egzamin na poziomie średniozaawansowanym, a i tak Janisław bije mnie na głowę komunikatywnością (mimo że w ogóle się nie uczy ;) Preposizioni dawno ustąpiły miejsca imperfetto i futuro semplice, a dziś zaczynamy condizionale. Ulubiona odpowiedź lektorki na pytania gramatyczne = "to zależy" :P
A ja się dzisiaj uczyłam na imprezie włoskich przekleństw. Jeśli jesteście zainteresowani, mogę Wam przesłać na maila. ;)
:D Obejdziemy się. Na bazarze na Piazza Republica brzmią równie często jak "due euro daj, daj"!
I love your blog, with all the beautiful architectural and food photos on it. I assume it's in Polish and I'm American so I'm afraid I don't speak Polish. But the blog is wonderful, anyway. Thank you for sharing it.
It's a wonderful surprise that you actually found our blog :) It was created for our family and friends in Poland, since we're spending 4 months on a scholarship in Turin and feel a bit lonely without them ;)
Northern Italy is very beautiful, even in winter, and we intend to see everything we can. I'm very happy that you like the photos :)
Have fun with your work!
Prześlij komentarz