Kolejne zdjęcia z naszej wyprawy. Na pierwszych dwóch monumentalne wejście do Gallerii Vittorio Emanuele II, która łączy Piazza del Duomo z Piazza Scala. Pod okolicznymi arkadami mieszczą się kawiarnie i sklepy ze słodyczami. To jednak nic w porównaniu ze sklepami turyńskimi - w końcu Szwajcarzy ukradli recepturę czekolady z Piemontu ;) Szykuje się nam targ przedświąteczny w Parco Valentino. Podejrzewam, że właśnie słodkości zdominują okazjonalny wpis :)
Malutka Piazza Scala swoją nazwę otrzymała za stojącym tu niegdyś kościołem Santa Maria della Scala (Matka Boska Drabinowa?). Został zburzony i na zlecenie księżnej Marii Teresy w 1778 roku wzniesiono neoklasycystyczny gmach najsłynniejszego teatru świata (obecnie wydaje się bardzo niepozorny). To pierwszy na świecie teatr popularny, tj. wpuszczający na przedstawienia osoby ze wszystkich klas społecznych pod warunkiem, że mogły sobie pozwolić na kupno biletu. La Scala była obowiązkowym przystankiem w tournee światowej klasy śpiewaków. Kolejnym był oczywiście Wiedeń. Skorzystał bardzo na tym fakcie Joyce, który sam miał ambicje tenora. Podczas swojego pobytu w Trieście poznał śmietankę artystyczną Europy, ponieważ zatrzymywała się w tym mieście podczas przeprawy z Mediolanu do Austrii. Budynek teatru został prawie całkowicie zburzony w czasie 2WŚ, jednak odbudowano go z wielką dbałością o wierność historyczną. Niestety, nie udało nam się wejść do jego przepysznego wnętrza, ale planujemy w tym celu kolejną wizytę w Milano. Zostało odrestaurowane w 2004 roku, więc to atrakcyjna teatralna świeżynka.
W centrum Piazza Scala stoi pomnik Leonarda (i pomocników? :P) Okoliczne ławeczki kilkakrotnie skusiły nasze zmęczone kończyny i okazały się być idealnym miejscem do jedzenia kanapek. Mediolan stale mnie zachwyca tym, że poza wielkim placem katedralnym jest tu wszędzie bardzo cicho i intymnie. Turystycznych tłumów nie widać, za to gołębie doskonale wyczuły okazję. Przez chwilę głowy Leonarda i chłopaków uwolniły się spod ciężaru tych miejskich brudasów. Ale byliśmy twardzi i karmiliśmy tylko wróble.
Uroczy widok godny Boguta :) Małe uliczki, małe placyki, a korków nie widać i nie słychać. W tle bardzo antyczna (z czasów rzymskich) Porta Nuova (te nazwy wszędzie się powtarzają..) To jeden z wielu przykładów zżycia się Włochów ze swoim dziedzictwem narodowym - nigdzie nie widzieliśmy tabliczek w rodzaju "zabytek pod specjalną ochroną, nie dotykać" ;)
Pomnik Francesco Hayeza, który wbrew pozorom był Włochem i tworzył w XIX-wiecznym Mediolanie. To jedyne nasze zdjęcie związane z Pinakoteką di Brera, ponieważ grzecznie zostawiliśmy aparat w szatni. Wszystkie ważniejsze muzea leżą praktycznie obok siebie. Wystarczyło z Piazza Scala iść Via Verdi, aby trafić na Via Brera, która w XIX wieku była tutejszym Montmartrem, a i dziś nie brakuje na niej galerii sztuki i uroczych kafejek. Pinacoteca znajduje się w tym samym budynku co Akademia Sztuk Pięknych, bowiem kolekcja powstała, aby studenci mogli rozwijać swe talenty na dobrych wzorcach. Zwiedzaliśmy ponad 3 godziny, ale tylko jeden obraz wyglądał na taki z epoki - reszta świeżutko po pracach konserwatorskich :P W jednej z sal zamontowano nawet szklaną pracownię z pompami i rurami (sponsorował Pirelli), w której można podziwiać konserwatorskie przyrządy (szpachelki, brudne waciki) i etapy prac nad "Zaślubinami Marii Panny" Raffaella Santi. Pinacoteca szczyci się posiadaniem "Pocałunku" Hayeza oraz "Chrystusa zmarłego" Andrea Mantegny (w oryginale kolory są chłodniejsze, wygląda wspaniale). Byli tam i Tinoretto i Piero della Francesca i cała galeria XX-wiecznego malarstwa włoskiego. Poza tym widzieliśmy tam pierwszego Canovę (pomnik Napoleona) - drugi był w Genui (płacząca dziewczyna z woskowymi włosami).
Jak już wspominała, Mediolan jest miastem zacisznym. Świadczy o tym ilość parków i ogrodów pochowanych na dziedzincach kamienic. Niestety, większość z nich jest zamknięta dla zwiedzających. Udało mi się uchwycić czubek fontanny z pyzatym amorkiem. Zostaje patrzenie na zielone dachy.
3 komentarze:
:)
--
Bogut
Gołębie też mają swój udział w dbaniu o klimat i wierność historyczną - od rana do nocy pracowicie postarzają pomniki. ;)
~Plu
Mediolan rzeczywiście wygląda urokliwie. Najsympatyczniejszy jest ten amorek wśród listowia. :)
Santa Maria della Scala to Matka Boska "Schodowa", a ta specyficzna nazwa pochodzi od cudownego obrazu, który pierwotnie wisiał gdzieś w Rzymie na podeście schodów. :)
(http://en.wikipedia.org/wiki/Santa_Maria_della_Scala).
Zastanawia mnie, dlaczego La Scala miałaby być pierwszym teatrem popularnym? Wydaje mi się, że już od antyku panowała idea wpuszczania wszystkich widzów, których było na to stać. Tak np. było w teatrze greckim czy elżbietańskim...
Widzę, że język włoski zaczyna już wpływać na Waszą składnię. Po polsku mówi się "Martwy Chrystus", a nie "Chrystus martwy". ;)
Prześlij komentarz