czwartek, 6 listopada 2008

Okolice domu

Garść zdjęć z naszego najbliższego otoczenia. Na początek wszystkie panie z kopuły studio (w porównaniu do innych włoskich "dzieł sztuki" wydają się prawie cnotliwe). Ostatnio pod spodem mają miejsce kolacje sponsorowane - ten tydzień należał do Turków i zupy jogurtowej z miętą. Mehmet kręcił kompromitujące filmiki, ale nie zamieścimy ich z przyczyn oczywistych. Ciekawostka: Włosi mają do Turków stosunek szczególny, co oczywiście najlepiej pokazują przysłowia. Fumare come un turco = to smoke like a chimney; bestemmiare come un turco = to swear like a trooper (za wordreference.com)

Widok z naszego okna na Via Verdi poniżej oraz mieszkania powyżej. Poniżej jest dużo niżej, ponieważ ogród znajduje się na dachu budynku edisu (organizacji "wspierającej" studentów). Okno wygląda niepozornie, ale posiada "wpust" i "pióro"(?), przez co jest dość szczelne. Tak, na firance mamy wielką palmę :P i kilka gołąbków.

Zbliżenie na ogród. Prawdopodobnie należy do przedstawicieli starej burżuazji, ponieważ wymagał zatrudnienia pani sprzątająco-pielęgnującej, która codziennie nosi inny kolor fartuszka (na Piazza Vittorio Venetto jest sklep z takimi wdziankami - dominują bladoniebieskie, różowe i bordowe, obowiązkowo z białymi kołnierzykami). Pani podlewa trawy wężem, a w tym czasie pański pies biega po dachu, niucha na nas i obszczekuje z naprzeciwka.

Dokładnie pośrodku znajduje się blok mieszkalny, o którym mogę powiedzieć tylko tyle, że jest zamieszkały. Znacznie ciekawszy jest różany ogród nieco bardziej w prawo. Włosi uwielbiają żywe kwiaty w domu i hodowanie ich na dachach/balkonach/skwerach. Najmilsze jest to, że kwiatowe kule ozdabiające mosty (zdjęcie takiego pojawiło się już na blogu) są regularnie co miesiąc wymieniane. Ostatnio zamiast fioletowych pojawiły się jaskrawożółte - w sam raz na poprawę humoru w deszczowe dni.

Nad różanecznikiem widać wieżę kościoła. Dzwon nie dość, że wybija pełne godziny odpowiednią ilością uderzeń, to jeszcze zaznacza kwadranse pojedynczym gongiem. Mamy więc powtórkę z Wawelu i kościoła mariackiego :P Lubię patrzeć w tę stronę, bo jest bardzo małomiasteczkowa i przytulna - zupełnie niepodobna do obskurnych okolic Palazzo Nuova.

A teraz poniżej, czyli wejście do studenckiego przybytku. To tzw. sala do nauki, ale służy przede wszystkim jako miejsce spotkań - jest tam bardzo głośno, a w przerwach studenci siedzą/stoją/leżą na chodniku bądź/i palą papierosy. Aż wierzyć się nie chce, że na zdjęciu jest pusto - to musiała być niedziela. Za to biblioteki, czynne przeważnie od 9 do 18 z godzinną przerwą w środku od poniedziałku do piątku(!), są ciche i zupełnie opustoszałe. Oburzam się na brak dostępu do książek w weekend, ponieważ w ostatni piątek skróciły się godziny otwarcia z powodu manifestacji i zostałam między regałami 40 min za długo. Na szczęście usłyszałam pana gaszącego światło, bo inaczej zostałabym w piwnicy do poniedziałku :P

Tego pana mijam codziennie w drodze na zajęcia. Turyn jest dumny ze swojej sztuki współczesnej i eksponuje architektoniczne straszydła. Pan jednak jest dość sympatyczny. W głowie ma fontannę, więc przyjemnie szmyra. Ustawiają się pod nim stoiska z etniczną biżuterią i bywa, że ma paciorki pozawieszane na palcach.

2 komentarze:

Netherfield pisze...

Najbardziej podoba mi się dwugłowy pan. Chciałabym mieć taką szemrzącą fontannę i wieszak na biżuterię w jednym. :P

Jul pisze...

Prawda? :P Jest tu kilka takich prześmiesznych rzeźb, które przez mieszkańców są traktowane w sposób wysoce utylitarny ;)