sobota, 4 października 2008

Notka do żalenia się

Jak w tytule. Zacznijmy od tego, że na wydziale nikt nie wiedział, że przyjeżdżam. Na szczęście wiedziały Panie z tutejszego Biura Współpracy Międzynarodowej, choć pomyliły w dokumentach okres mojego pobytu, przez co nie mam do tej pory karnetu na obiady, karnetu na aerobik, karnetu na przejazdy, karty bibliotecznej oraz nie ma mnie na liście studentów. Ponieważ kwestię swojej pomyłki muszą odpowiednio rozważyć, mam czekać na maila wzywającego po odbiór tych świstków ("soon, soon" - jakieś 2 tygodnie w ichnim pojęciu czasu). Na 6 kursów studi americani 2 są internetowe (tak, wykładowcy mówią przez kamerki), a 4 na miejscu. Zajęcia trwają przez 10 tygodni (na pierwsze już coś było zadane) równo po 2h 15 min o_O, często bez przerw, bo połowa studentów z nich nie wraca :P Na moim kierunku byłoby to dość niefortunne, gdyż liczy sobie 9 osób, a wśród nich: 1 "mężczyzna", 1 kobieta po 60 roku życia, 1 po 50 (ostry niebieski makijaż i srebrne trampki), 1 Greczynka, 1 Włoszka czytająca Halinę Poświatowską po angielsku (jakby nie było nic lepszego..), 1 Włoszka o imieniu Fiorenze (chyba że przekręciłam), 1 jaskraworuda Włoszka, 1 Włoszka chodząca w gumowcach i 1 Włoszka pijąca w ciągu dnia 6 filiżanek espresso (myślałam, że to może zabić). Janisław właśnie mówi, że są bezkofeinowe, ale mu nie wierzę. Moje towarzystwo studenckie stwierdziło, że są jak jedna wielka rodzina i chętnie się mną zaopiekują. Jestem im za to bardzo wdzięczna, gdyż poinformowali mnie dziś o bibliotece, która znajduje się na Via Giulia di Barolo 3 (tak, mieszkamy pod nr 5). W sumie najwięcej zawdzięczam Pani Prof z Turcji (petite i blondynka, piękny amerykański akcent), która wypytała mnie o wszystko, załatwiła spotkanie w tym samym czasie z koordynatorem i szychą wydziału, co bym nie musiała 2x mówić tego samego, oraz pocieszyła dobrym słowem i jeszcze lepszym mailem. Okazuje się, że mogą tu istnieć studia mgr z literatury brytyjskiej, ale nikt nie wie, jak wygląda ich struktura, ani kto tam wykłada o_O Cóż, wszystkiego się dowiem w środę. Z Turkami mamy tu zdecydowanie najbardziej przyjacielskie stosunki, ale to materiał na osobną notkę.

Janisław stanął dziś na wysokości zadania i aby mi poprawić humor po biurokratycznych niesnaskach zaserwował na kolację makaron z owocami morza. Okazało się, że to najsmaczniejsze i najbardziej ekonomiczne jedzenie tutaj. Natomiast ja dla własnej przyjemności skompilowałam pana relaksującego się na pięknie wyremontowanym dziedzińcu po drugiej stronie Via Po. Pogoda nam sprzyja, od kilku dni słońce.

3 komentarze:

Netherfield pisze...

Widzę, że Janisław krępował się zamieścić malowidła ze skąpo odzianymi paniami, ale Julia nie miała żadnych oporów przed umieszczeniem tu wizerunków nagich mężczyzn. Co by o tym powiedział Freud? ;)

Anonimowy pisze...

przecież ten pierwszy ma pumpy i to jakie! ;P
pragnęłabym skomentować biurokratyczne potyczki stwierdzeniem, że u nas też jest 'soon, soon', choć wiem że wcale Cię to, moja Droga, nie pocieszy na chwilę obecną - trzymam zatem kciuki za opamiętanie się włoskich urzędniczek :)
-Pral

Jul pisze...

@Malw To dlatego, że panie mogłyby porazić odwiedzających bujnością swoich kształtów. Panowie zaś prezentują się dość skromnie :P

@Pral "Soon, soon" okazało się być jutrem - do tej pory jestem w szoku, że tak szybko. Środa będzie dniem w całości biurokratycznym, więc uprasza się odwiedzających o trzymanie kciuków ;) Inaczej trzeba będzie get used to being nobody :/