Oto mały sneak peak do serii postów, którą zapowiadaliśmy już w grudniu :P Opóźnienie spowodowane jest oczywiście koniecznością przetrawienia takie dozy ochów i achów, jakie nam Florencja zafundowała. Spędziliśmy cudowne trzy dni w samym sercu miasta (polecamy hostel armonia). Opowieści trochę będzie, ale na razie nasza niedzielna wyprawa po widoki.
Katedry florenckiej nie trzeba przedstawiać, a tuż obok znajduje się dzwonnica będąca dziełem Giotta. Udostępniono ją do wspinania (10 euro), a napisy przy wejściu kusiły dobrą widocznością. Stwierdziliśmy, że to przesada i ze wzgórza będzie pewnie ładniej. Obrawszy kierunek przypadkowy (przez Ponte Vecchio) szybko zauważyliśmy, że zmiany terenu nam sprzyjają:
Janisław w pewnym momencie musiał się zmienić w popychacza, co mu wyszło na dobre, bo nabraliśmy tempa :P Po drodze minęliśmy (prawdopodobnie) polski kościół, ponieważ w okolicy kręciło się podejrzanie wielu Polaków. Kamieniczki trochę mniej zadbane, niż w centrum, ale o wiele bardziej malownicze. Wszędzie rozbuchana zieleń, pnącza, jabłonki i różane ogrody, kiczowate rzeźby świętych i przerdzewiałe bramy. Na szczycie zachciało nam się zwiedzić Forte de Belvedere, ale był zamknięty. Wzdłuż szczytu ciągnął się mur, więc poszliśmy za nim w stronę tarasu widokowego. Mur wysoki i kusił - Janisław oczywiście podsadzał, ale i tak nadszczerbnęłam sobie płaszcz. Tajemniczy ogród wart był jednak wszystkiego. Teren przy bliższym oglądzie wyglądał na rozparcelowany i prywatny, bo trochę dalej w lewo pojawiły się małe ogródki i szklarnie. Wolałam się skupić na gaju oliwnym:
Trasa między Porta S. Giorgio a Porta S. Niccolo należy do dość ruchliwych i nie ma chodnika. Również na tarasie widokowym pod kościołem S. Miniato al Monte przeważali zmotoryzowani. My wybraliśmy drogę przez stromy i nieco zapuszczony park, który kilka razy przecina jezdnia. Zupełnie zdyszani zdążyliśmy na przepiękny zachód słońca.
Katedra:
Most złotników - tutaj Ponte Vecchio:
Wzgórza za miastem (mój ulubiony widok):